wtorek, 20 listopada 2012

Białystok

„O dziecko walczyliśmy z mężem przez 16 lat. Przeszliśmy kilka prób zapłodnienia metodą in vitro. Żadna się nie powiodła. Dziś cieszymy się naszą ukochaną córunią Madzią. Jest adoptowana - powiedziała wzruszona **, mama 6-letniej Magdy, która przyjechała wczoraj z córką z Wrocławia.
Jej śliczna córeczka jest jedną z bohaterek niezwykłego kalendarza. Jego pomysłodawcą jest Stowarzyszenie na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji Nasz Bocian. Na kartkach kalendarza jest 46 dzieci, które urodziły się w Polsce dzięki metodzie in vitro i dzieci adopcyjne. …”
To początek jednego z artykułów, które opisują obchody 25 lecia In-vitro w Polsce.
No tak...
Emocje opadły, można napisać jak było…
Ania przysłała e-maila, tym razem na dobry adres, ja się zgodziłam… Potem tata upolował autem dzika, potem Tygrysek zachorował na zapalenie ucha środkowego, potem ja na zapalenie zatok…. We czwartek po dopuszczeniu auta do drogi wczesnym rankiem wybraliśmy się na wyprawę do Białegostoku. Tak, dla nas to była wyprawa. Ledwo przejechaliśmy kilka kilometrów nasze auto zaczęło „trzeszczeć”… Potem było gorzej! Panowie sprawdzając samochód niedokładnie go poskładali i koło tarło najpierw o nadkole a potem o zbiornik płynu do spryskiwaczy. Prowizorycznie naprawialiśmy pojazd… Koszmar. Ja byłam zdruzgotana, chciałam zawrócić!!! Ja chora, Tygrys chory i auto powiązane sznurkiem??? Bałam się skrętów w lewo. Pamiętam pana jak wystraszył się naszego wehikułu, gdy obok niego zazgrzytaliśmy wjeżdżając na rondo….
Mimo kiepskiego startu, szczęście szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce! Białystok okazał się miastem ciekawym. Uderzyły mnie kościoły górujące nad sąsiednimi zabudowaniami. Ciekawa jestem, co kryją w środku???
Tygrysek dobrze zniósł podróż, mimo, że kolejny dzień był na antybiotyku. I to dzięki Tygryskowi od razu podczas obiadu poznaliśmy Monikę! To on podszedł do obcej kobiety trzymającej dziecko na ręku i zagadał! To on podszedł do stołu Magdy i jej rodziny podczas kolacji i do nich też zagadał! To dzięki mojemu dziecku poznałam wspaniałe mamy: Monikę i Magdalenę! Z Moniką i Ignasiem wybraliśmy się do Aquaparku. Chory Tygrysek tylko raz przepłynął 25 basen sportowy… Nawet chyba jakieś 3 metry od końca zaliczył jeden odpoczynek??
Ale nie o kiepskiej kondycji miałam napisać… Nie… To miało być o kalendarzu! O konferencji! O wspaniałych ludziach, jakich poznałam. W operze czy może filharmonii zorganizowana była konferencja o haśle przewodnim „In vitro znaczy szczęście”. Znalazłam się tam, aby wraz z Tygryskiem promować kalendarz Naszego Bociana, piękny, wspaniały kalendarz. I dopiero tam, podczas konferencji prasowej zdałam sobie sprawę, czym ten kalendarz jest! Olśniło mnie! Tam jest pokazane tylko 46 dzieci! Tylko około 50 dzieci zgłoszono do kalendarza! TYLKO!!!!!! Zdałam sobie sprawę jak bardzo się ludzie boją ujawniać prawdę o swojej rodzinie! Taki kalendarz powinien być „przeładowany” dzieciaczkami! Oglądałam go potem wiele razy i wciąż wydaje mi się taki pustawy. Jest piękny, wspaniale wydany, zdjęcia są super, dzieci wspaniałe, ale mimo wszystko jest tych dzieci skromna ilość! Na około 5 tyś dzieci urodzonych dzięki In-vitro (rocznie) i na około 3 tysięcy zawiązywanych adopcji rocznie – to rzeczywiście - 46 – to skromna liczba. Jaka musi być presja nietolerancyjnego społeczeństwa, że ludzie się boją prawdy! Myślę, że sporo par nie przyznaje się nawet swoim najbliższym, że ich dziecko poczęte jest dzięki takim metodom! Pewnie jest też i duży odsetek rodzin adopcyjnych, które tają przed światem a nawet dzieckiem fakt przysposobienia. Nurtuje mnie problem, jaki odsetek rodzin dotkniętych niepłodnością żyje w strachu i kłamstwie??? Współczuję im, ich wewnętrzne relacje napiętnowane kłamstwem są kruche i nawarstwiają problemy. Ci ludzie żyją w potwornym strachu – „czy się przypadkiem nie wyda?”. A jak się wyda, to, co inni powiedzą??? Co będzie??
Uuuuu…. Dobrze, że przynajmniej ja mam ten problem poza sobą! Ale ja również się obawiam, ile razy wpadnie w moje ramiona Tygrysek zraniony faktem, że jest adoptowany.
W Białymstoku przeprowadzono z Tygryskiem wywiad. Madzia pięknie odpowiadała. W końcu padło pytanie o rodzeństwo…. Madzia spojrzała na mnie, potem na panią. Zawahała się poczym wypaliła:
- No wie pani, ja mam siostrę i brata. Moja pierwsza mamusia urodziła najpierw moją siostrę i brata a na końcu mnie. I mnie oddała! I wychowuje mnie druga mamusia! I ja mam już siostrę i brata tylko ich nie znam!
I w tym momencie pani redaktor odeszła od Tygryska, zaszklonymi oczami spojrzała na moją wzruszoną twarz i powiedziała:
- Ja powinnam być już twarda, ale ja nie mogę! Pani córcia jest wspaniała! Nie mogę….
I wywiad się skończył, wszyscy się wzruszyli jak należy! Tygrysek tak to pięknie wyznał, tak spokojnie, tak spontanicznie, tak pięknie, że łzy same cisnęły się na policzki.
Uch, kochany Tygrys! Co tam! Najukochańszy!
Na spotkaniu w Białymstoku brakowało mi wspólnego zatrzymania się zaproszonych rodzin, np. podczas kolacji i pogadania, takiego spontanicznego wyrzucenia swoich emocji. Razem, przy wszystkich. Owszem pogadało się z tym i tamtym, ale to było mało! To był tak naładowany emocjami wyjazd, że dobrze, że chociaż na koniec wymieniłyśmy się e-mailami, telefonami, bo… No właśnie, bo potrzebujemy ze sobą pogadać, okazja była, ale cóż….Do następnego razu!
I najważniejsze! Brakowało mi udziału „tatów”! Tak, bo można odnieść wrażenie, że sprawa rodziny dotyczy tylko kobiet! Sprawa chęci posiadania „małej istotki ludzkiej” nie tylko dotyczy dziewczyn! W nasze sprawy powinnyśmy bardziej angażować tatusiów! W końcu dziecko ma i mamę i tatę! Innej opcji nie ma!
Jestem wdzięczna mojemu Tygryskowi, że się pojawił w naszej rodzinie! To dzięki niemu zabliźniają się rany niepłodności. To on powoduje, że nie odpuszczamy, że oprócz codziennego zjadania chleba chce nam się coś więcej! To dzięki niemu wiem, że warto, warto walczyć o dziecko do końca! Do menopauzy!