Ta szkoła mi się nie podoba, bo:
- Ja tu się nigdy nie oswoję!
- Tu nie będę nigdy dostawała piątek!
- Nie będę w ogóle tu miała dostępu do koleżanek!
- Brak mi koleżanek w tej szkole i chcę być w szkole z Nikolą!
- I po piąte, ja się tu nigdy, nigdy, nigdy nie oswoję z tym, że mają niebieskie koszulki! A ja chcę mieć koszulki różowe albo fioletowe! I jeszcze te panie, które się na nas gapią!....
No tak! Było widowisko i była widownia. Przed szkołą szalała
mała dziewczynka, płakała i wrzeszczała, a obok niej mama, która ze stoickim
spokojem notowała argumenty na NIE dla tej szkoły. Było, na co popatrzyć!
Zbierałam opinię innych rodziców o szkołach w okolicy i
postanowiłam umieścić Tygryska właśnie w tej szkole. Pisałam podanie,
chodziłam, dowiadywałam się…
Dopiero pod koniec wakacji, gdy byliśmy nad naszym wspaniałym,
lecz zimnym Bałtykiem zadzwoniła do mnie pani z sekretariatu z wiadomością, że
Madzia jest przyjęta i zaczyna naukę w klasie I c. Początkowo zaskoczona i
przerażona, potem zadowolona wracałam z wakacji. Nie byliśmy przygotowani na
taki scenariusz. Do tej szkoły trudno się dostać, tyle razy tam byłam i zawsze
panie rozkładały ręce i kazały czekać…
Drugiego września niemalże z marszu, prosto z olbrzymiej
piaskownicy Tygrysek pobiegł z rodzicami do szkoły. I tu zaskoczenie. Dzieci z
klas drugich przygotowały apel, uroczystość była bardzo podniosła.
Pierwszoklasiści, o dziwo doskonale w sposób losowy zostali dobrani. Ia –
spokojne dzieci największe, Ib – spokojne dzieci najmniejsze i Ic - zbiór „brojów”. Już na apelu dało się to
zauważyć! Wychowawczyni Ic – ta wydala się najspokojniejsza i najpiękniej się
uśmiechała, mimo, iż jej klasa była najmniej zdyscyplinowana! Ciekawa jestem, jak ona opanuje te rozbrykane
dzieciaczki???
Po apelu nauczycielka poznała swoich uczniów i objaśniła w klasie,
co i jak. Na szczęście książki są potrzebne za kilka dni, i dobrze, bo niestety
pakiet, który obowiązywał Tygryska nie leżał na półce w odwiedzanych przez nas
księgarniach.
Pierwszego dnia w szkole Tygrysek wyglądał uroczo. Pięknie
upięłam jego rozpuszczone bogactwo na głowie, ślicznie był ubrany i ku mojej
uciesze, podarł tylko rajstopy! Bluzeczka i spódniczka – całe! Hurra!
Drugiego dnia tato rano bez większych kłopotów odprowadził
córcię do szkoły a mama ją odbierała:
- I jak było w szkole??- Mamo! Pani za dobroć postawiłabym siódemkę! Ale za naukę… Zero! Rozumiesz! Zero! Nic, nic się nie uczyliśmy! Nie było ani matematyki ani przyrody! Nic nie było!
- Szkoda! Ale przynajmniej sobie posiedziałaś w ławce!
- Co?! Nie było żadnych ławek! Pani posadziła nas w kółeczku! Nawet w ławce nie siedziałam…
I takiego rozżalonego Tygryska przyprowadzałam do domu.
Kolejnego dnia zbliżając się do dziecka usłyszałam:
- Mamo! Po co po mnie przyszłaś! Ja jeszcze na świetlicy nie byłam! Nie idę do domu! O nie! Nigdy!
W czwartek klasa miała WF, jako pierwszą lekcję. Pomogłam chwilę pani i odprowadziłam dzieci do szatni przy sali gimnastycznej. I tu o dziwo – męska grupa „broi” szybko się przebrała jak należy, a damska grupa, liczniejsza nieco od męskiej – zajęła dwa pomieszczenia, przy czym, w jednej pod przewodnictwem Tygryska założyła dyskusyjny klub… Uuuu… Na szczęście Klaudii zawieruszyły się gdzieś skarpetki, wiec to właśnie ona, tuż po Madzi zamykała peleton!
Po południu po pobycie w świetlicy pytam:
- I jak było w świetlicy??- Fajnie! Tylko jedna pani cały czas trajkotała, że mamy być grzeczni! Cały czas nas upominała! Uuuu…
W piątek odbierając Tygryska ze świetlicy usłyszałam, że „
doskonała dziewczynka jest z tej pani Madzi”… Urosłam!
W poniedziałek natomiast Tygrysek zrobił przedstawienie!
Wrzeszczał, nie pójdzie na religię, oczywiście nigdy, przenigdy. Łzy się lały
jak grochy, bo Tygrys nie potrzebuje szkoły, bo jego mama może go uczyć! Ba! Mama go uczy najlepiej… Nawet nie było
mowy, aby szedł na górę z jakaś koleżanką. Cały w spazmach dawał upust swojej niechęci
do szkoły na oczach nauczycielki, koleżanek, kolegów i rodziców.
Tato zdruzgotany wrócił do domu. W
pracy zastanawialiśmy się, co Tygryska ugryzło?? Dlaczego?? Co dalej??
Pełna obaw w tym dniu weszłam do
świetlicy. Tygrysek siedział nad jakąś książeczką, o dziwo sam, spokojnie ją
przeglądał. Po wyjściu z sali zapytałam:
- I jak Madziu?? Tygrys doskonale wiedział, o co chciałam zahaczyć! Padł na korytarzu szkolnym na kolana, rozłożył desperacko ręce i zawołał:
- Mamo! Tylko mnie nie wypisuj z tej szkoły! Ja ją kocham! Ona jest wspaniała! Rozumiesz! Kocham ją! Kocham! Kocham!
Zdumiona teatrem stanęłam jak wryta! Jeszcze trochę i Tygrys zacznie całować korytarz! Ale dziecko widząc zainteresowanie przedstawieniem zbliżało się już do wyjścia, tym razem z bananem na buzi powtarzało zapamiętale:
- Kocham ją! Kocham! Kocham!
I bądź tu człowieku mądrym! I traf za Tygrysem!
Kolejne dni
przynosiły nowe doświadczenia. Powoli oswajaliśmy się ze szkołą, z odrabianiem
lekcji, pakowaniem tornistra. Kupiliśmy pióra. Już mamy za sobą pierwsze
zmagania z atramentem. Już nie raz Tygrysek nie bardzo uważał i nie miał
zielonego pojęcia, co było na lekcji. Właściwie to mam czasami odczucie, że
klasa i pani robią swoje a Madzia swoje! Nauczyłam dziecko czytać, Madzia czyta
polecenia i wykonuje zadania samodzielnie, do tego bazgrze! Stara się, ale jej
to niezbyt wychodzi. Rozmawiałam już z panią. Ale niestety Tygrys ma ćwiczyć
kaligrafię, jej pismo ma być czytelne! Zobaczymy, co po roku osiągniemy w tej
dziedzinie???
Martwi mnie mała ilość zajęć typu plastyka, muzyka i jakieś
zajęcia ruchowe w jej klasie! Zabiegałam o to jak lwica. W końcu się udało, jednak
pani dyrektor się wynurzyła jak nurek z szamba: … , ale nauczyciel musiałby
czekać na klasę 2 godziny, nie tych zajęć nie będzie”…
To mną zatrzęsło! To 26 dzieci ma nie mieć ani plastyki, ani
muzyki ani gimnastyki korekcyjnej, bo nauczyciel miałby 2 godziny okienka??? I
to ma być najlepsza szkoła w mieście??? To, co w innych jest??? Popatrzyłam, co
jest w innych, przemyślałam sprawę, poznałam dyrekcję szkoły sąsiedniej,
porozmawiałam i postanowiłam, – jeżeli nic się nie zmieni, to dziecko przeniosę
do szkoły, w której jest sporo zajęć, aby szkoła nie kojarzyła się Madzi, jako budynek,
w którym tylko zdobywa się wiedzę.
Porozmawiałam z Madzią na spokojnie, ta odpaliła:
- Mamo! Nawet jak się pomyliłaś odnośnie tej szkoły to i tak
ciebie kocham najmocniej! Tylko zrób tak, aby moje koleżanki też tam poszły!
14 października odbyło się pasowanie na ucznia szkoły.
Uroczystość była starannie przygotowana i przepiękna. Ja zostałam wybrana do
porobienia zdjęć dzieciom, dzięki temu miałam możliwość spojrzeć na to inaczej.
Tu mam zdjęcie Tygrysa jak ziewa, tam inna koleżanka śpi, tu inna stoi i drapie
się po pipci, to znowu trzy pannice z placami w buzi stoją i się gapią jak wół
na malowane wrota. Tu kolejne zdjęcie muszę odrzucić, bo jedna z gwiazd zrobiła
taką minę, że szok, tu chłopcy stoją tyłem, tu gadają… Parę zdjęć jest
świetnych! Najlepsze jest zdjęcie śpiewającego wspaniale Wojtusia! I ten,
równy, miarowy śpiew zniknie, jeżeli w szkole nic się nie zrobi, aby ten talent
rozwinąć! Pod koniec imprezy chcieliśmy zrobić klasowe zdjęcie grupowe… I
kicha! Na żadnym 26 dzieci nie stoi czy siedzi ładnie! Nie ma takiej opcji w
klasie „broi” Dzieciaczki są piękne, wręcz cudowne, ale robaczki w pupie to
mają chyba wszystkie!
Takie mamy pierwsze emocje w szkole. Czy Tygrys będzie tu do
skończenia klasy szóstej – nie wiem??? Szkoła ma renomę najlepszej publicznej
szkoły w mieście. Rodzice budzą swoje pociechy o szóstej, aby dowieźć je do tej
szkoły. My mamy 15 minutek spacerku. Może szukam czasami dziury w całym, może nie
mam pojęcia, co tak naprawdę się dzieje w innych szkołach, ale jest kilka
rzeczy, które bym zmieniła. Nie wiem, czy wystarczy mi siły czy się poddam i
machnę ręką?? Na razie Tygrys jest zadowolony i to najważniejsze!