Szkoła Tygryska nie zapewniała z początku żadnych zajęć
dodatkowych. Wraz z zakończeniem edukacji w przedszkolu skończyła nam się
rehabilitacja. W Promyku Słońca mieliśmy komfort. Rehabilitant brał dziecko na
ćwiczenia i po zajęciach odprowadzał je do grupy. Zależało nam na zajęciach
ruchowych dla dziecka, aby nie zmarnować tego, co wyćwiczyliśmy w przedszkolu.
Dodatkowo zmieniła się sytuacja w MDK. W przedszkolach nie było przyzwolenia na
dodatkowe zajęcia, więc rodzice masowo zapisywali dzieci na zajęcia w naszym
MDK. Wiele prowadzących podzieliło swoje grupy na pół i każda z grup ćwiczy
tylko połowę czasu zajęć… To nie odpowiadało żywiołowi naszego dziecka.
Bezwzględnie Tygrys musi się wybiegać, wyskakać, jednym słowem wyszaleć.
I tak szaleje…
W poniedziałek
zaraz po lekcjach ma język maszyn. Jest to taki program edukacyjny, którym
objęte są niektóre klasy w mieście. Teoretycznie po rocznych takich zajęciach
dziecko ma poznać ideę programowania maszyn. Patrzę na to sceptycznie. Dla mnie
programowanie jest niezmiernie nudne. Co dopiero dla dzieci, a dla temperamentu
mojego dziecka to chyba jakieś nieporozumienie. Niemniej są to dodatkowe
zajęcia obowiązkowe i nie ma zmiłuj się!
Gdy dzieci się zmęczą „programowaniem” mają kolejne szkolne zajęcia
dodatkowe - muzykę. Niby dodatkowe, ale pani na zebraniu powiedziała rodzicom,
że traktuje je, jako obowiązkowe. Potem jest dodatkowy angielski…
Po południu prowadzamy Tygryska do Kalamburu na zajęcia
teatralne. Tam dziecko uczy się pantomimy, ma zajęcia plastyczne i rytmiczne. O
dziwo, te zajęcia Tygrysek uwielbia. W drugim semestrze przepisałam Madzię do
starszej grupy. Nie mam pojęcia, co dzieci uczą się z pantomimy?? Zobaczę
dopiero na zakończenie roku. Z plastyki przynosi różne dzieła. Gromadzę je, ale
powoli nasze mieszkanie robi się okrągłe! Przyjdzie niebawem czas, gdy część z
nich będzie musiała zakończyć swój żywot w koszu. Wieczorem z teatru wracamy
późno…
We wtorek, jak
zawsze Tygrysek musi się zameldować w szkole o ósmej i kończy swoje zajęcia
około czternastej trzydzieści… Tym razem dodatkowo szkoła nęci dziecko kółkiem matematycznym
i dodatkowym angielskim. W tym samym czasie przewidziana jest dla klasy
Tygryska gimnastyka korekcyjna. Szkoda, że żadna z pań nie chce przełożyć
swoich zajęć. Madzia uczęszcza raz na kółko matematyczne raz na gimnastykę
korekcyjną.
Po południu biegniemy do opery do studium tańca i baletu.
Szkołę tę prowadzi dawna solistka baletowa i to widać. Tygrysek i inne
dziewczęta dostają tam swoistą szkołę utrzymywania prawidłowej postawy ciała -
dosłownie w każdej pozycji. Ponadto mają wyjątkową możliwość nauczenia się
elegancji i szyku. Dla rodziców to dodatkowe utrapienie. Szczególnie włosy
stanowią problem. Jak którejś panience wysunie się z koczka choćby malutki kosmyk,
to panienka wylatuje, dosłownie, wylatuje z zajęć. Jedne dziewczęta się
załamują, siadają w szatni i płaczą, innym poprawia się włosy i wracają na salę.
Kiedyś Tygrysek wyleciał z zajęć trzy razy. Poprawiłyśmy włosy i wracał do
szeregu. Innym razem wezwano mnie po zajęciach na trening z upinania koka
Madzi. Pani Maria złapała warkocz Madzi, potrząsnęła nim i wypaliła:
- Dziecko! Po co ci tyle tych włosów! Zetnij je!
Balet klasyczny, to trochę taka musztra dla dziewczynek,
niemniej po tych z pozoru monotonnych ćwiczeniach wychodzą panienki, na które
miło popatrzyć, zresztą, często zaglądam do sali i nacieszam moje oczy
dygającymi dziewusiami ubranymi w piękne kostiumy. W szkole baletowej Madzia
jest w grupie ze starszymi koleżankami, jeszcze trochę od nich odstaje,
niepoprawnie wykonuje ćwiczenia, ale nabywa ogłady, ćwiczy mięśnie brzuszka,
prostuje kręgosłup, próbuje nadążyć za koleżankami i powoli uczy się
współistnienia w zespole.
Środa… Znowu o ósmej zaczyna się szkolny kieracik. W
tym dniu mamy basen. Ponieważ Madzia obdarzona jest najładniejszymi włosami w
klasie i nie ma patentu, aby namówić Tygryska do obcięcia ich, muszę
uczestniczyć w zajęciach na basenie i suszyć mojemu dziecku włosy. Mimo mojego
wsparcia i tak zawsze na końcu Tygrysek jest gotowy do opuszczenia budynku
kąpieliska. Moje obowiązki dają możliwość obserwacji postępów dzieci w nauce
pływania. Muszę przyznać, że nauczyciele niezwykle sprawnie uczą dzieci.
Niezaprzeczalnie Tygrysek najlepiej pływa w grupie dziewczynek, najwięcej broi
i wyczynia najwięcej „cudów” w wodzie. Jest też niezaprzeczalnie „królową”
pontonu. Jak już się wdrapie na gumowe koło, to siądzie na nim okrakiem i
doskonale się trzyma nogami – to efekt nauki jazdy na koniach. Stanie na rękach
na dnie basenu i wykonywanie szpagatu na powierzchni, to chyba efekt ćwiczeń na
balecie… Ale nie słuchanie do końca poleceń nauczyciela, pływanie lewa stroną
toru, gdy nauczyciel wypluwa sobie gardło, że pływamy prawą lub pływanie „po
swojemu” to chyba wynik Tygryskowego widzi mi się!
Teraz mamy przerwę w basenie… Tygrys ma chyba chore zatoki…
Jeden basen i zapalenie ucha na następny dzień!
W tym dniu po basenie Tygrysek w szkole po obiedzie biegnie
na szachy. No właśnie - szachy – pierwsze dostępne zajęcie dodatkowe w szkole.
Dziecko poszło na nie i od razu polubiło… Ja nie gram w szachy, Tygrysek
podobno się uczy. Jakie ma na tym polu postępy, to nie wiem. Po południu
Tygrysek biegnie na ceramikę do MDK. Jest już na tyle samodzielny, że nie muszę
siedzieć przy nim, zresztą Madzia ma tam swoisty klub dyskusyjny i dzieci
wspólnie lepiąc doskonale się bawią. Zawsze odbieram dziecko po zajęciach
tryskające radością. Co więcej, wracamy z koleżanką Martynką i dziewczynki mają
dużo radości z wzajemnego obcowania ze sobą a ja mam możliwość z mamą Martynki
wymienić się doświadczeniami odnośnie edukacji naszych dzieci.
Czwartek… We
czwartek w szkole Tygrysek ma koło szachowe i gry i zabawy. Ale najważniejszy
jest uwielbiany przez Madzię W-F! Po południu rękodzieło artystyczne –
papierowe poszukiwania - oraz gimnastykę artystyczną. Kiedyś miałam do
załatwienia coś w dyrekcji MDK i na moment zostawiłam Madzię na korytarzu. Ta
trafiła do sali naprzeciwko na zajęcia z plastyki i nie było zmiłuj się: „Mamo,
ja muszę na to chodzić! Proszę mamo! Zgódź się!”. W ten sposób wpakowałam się
jeszcze w papierowe poszukiwania… Pani z pracowni plastycznej jest na tyle
dobra, że w środku zajęć wypuszcza Tygryska na gimnastykę, po czym dziecko
wraca do pracowni i kończy swoje dzieło. Wieczorem wracamy do domu…
W piątek… W
piątek spieszę po dziecko, aby na godzinę drugą Tygrysek był gotów do lekcji
gry na skrzypcach. Madzia nie dostała się do szkoły muzycznej, ale nie
odpuściła sobie nauki gry na instrumencie! W ten sposób, co piątek między
godziną 14 a
15 moje uszy zwijają się w trąbkę a ja uwijam się przy garach, bo po lekcji
muszę dać Tygryskowi obiad i na 16 musimy się zameldować w operze na balecie. W
piątki przeważnie jest pan Jarek, ulubieniec dziewczynek i uczy małe panny
tańca disco. Facet jest niesamowity i bardzo fajne układy poznają młode panny.
Czasami daje taki wycisk, że dziewczynki nie mają siły już więcej dokazywać,
zmęczone, po zajęciach spieszą do domu. Tygrys jednak nie spieszy. Wracając do
domu biega po parku… Co więcej pobija rekordy ile razy biegusiem okrąży
fontannę…
W sobotę w
południe Madzia biegnie do MDK na tańce ludowe i co niedzielę do południa tato
zabiera Tygrysa na lodowisko…
W piątek wieczorem ja padam. Dosłownie padam! Ale Tygrysowi
ciągle mało! Niedawno obudził mnie jakiś hałas. Obok mnie nie spał Tygrysek! W
dużym pokoju w środku nocy Tygrysek siedzi na fotelu i popija wodę, na stole
poniewierają się pistacje… Na drugim fotelu tato łupie orzeszki Madzi … Na ekranie
króluje „Różowa Pantera”...
- Co to jest? (Spytałam
zaskoczona.)
- Mamo! Bo my z tatą mamy taki tajny nocny klub filmowy! Ty
śpij, a my pooglądamy…
Nie mam pojęcia jak często Tygrysek i tato spiskują i w nocy
oglądają filmy. Dla mnie to wydawało się niemożliwe, aby dziecko po takim
zapakowanym tygodniu miało jeszcze ochotę na dodatkowe atrakcje. Jednak myliłam
się. Energia Tygrysa jest niespożyta. Moje dziecko do życia potrzebuje
niesamowitej ilości bodźców. Kiedyś jak pędziłyśmy na balet Tygrysek do mnie
tak wypalił:
- Mamo, a kiedy będzie karate??? Co z moją szermierką!
Obiecałaś! Nawet koni nie ma!
Przystanęłam na ulicy… Ledwo wyrabiam na zakrętach, tydzień
przeładowany, ja padam w piątek a dziecku jeszcze mało! Wkurzona wypaliłam:
- I co Madziu! Może jeszcze mamie do du…y wsadzisz miotłę!
Ja nie mam już siły tak z tobą biegać! Z końmi to dogadaj się z tatą! A reszta…
Reszta będzie jak zrezygnujesz z czegoś. Nie da rady mieć wszystkiego!
- Da radę mamo! Da! Tylko musisz sobie dopalacze wziąć! Nie jeden,
tylko cztery!
Mając tak zapełniony tydzień musimy jeszcze znaleźć czas na
naukę. Znajdujemy go wieczorem. Na razie nie mamy większych kłopotów z nauką. Tygrysek,
jako jeden z czworga dzieci w klasie napisał wszystkie prace kontrolne powyżej
oczekiwań. Sporo chorował, sporo zajęć mu przepadło. Niemniej na semestralnych
pokazach teatrze wypadł bez zarzutu. Na tańcach odstaje od grupy, bo jest
najmłodszy i go sporo nie było, zresztą trudno jest dotrzymać kroku koleżankom,
które są już w czwartej klasie i ćwiczą od kilku lat??
Podziwiam mojego Tygryska, za zaangażowanie, za to, że mu
się chce… Bestia jest niesamowicie ambitna. Chce i zdobywać medale na
turniejach szachowych, chce błyszczeć na scenie, chce mieć same piątki i tarczę
wzorowego ucznia, marzy mu się puchar w zawodach jeździeckich i powoli pracuje,
aby zagrać w jakimś konkursie skrzypcowym…
Jednym słowem wszystko chce. Na razie jakoś wszystko
ogarniamy, ale powoli ja mam dość i czekam cierpliwie aż moje dziecko zacznie
powoli ograniczać swoje zainteresowania. Zastanawiam się, co będzie pierwsze??
Mam nadzieję, że nie nauka, choć Madzia pisze strasznie powoli! Bez błędów, ale
powoli!
A tu tym razem ostatnio do tego całego napiętego planu
dołączyły jakieś dzwoneczki czy cymbałki… Nie mam pojęcia. Tygrysek wyczaił
jakieś dodatkowe zajęcia z muzyki w szkole i się na nie wpakował. One są w
piątek. Dla Tygrysa tak nieistotne jest przekazanie mamie informacji, że nie
mam możliwości zorientowania się, co to dokładnie jest. Jedynym śladem są
karteczki z pięciolinią, na których są popisane dźwięki „sol, do…”, które
wklejam do zeszytu nutowego…
Nie wspomnę już o ćwiczeniu nut na skrzypcach, na które mamy
mało czasu… I o tym, jak muszę śpiewać „Mam chusteczkę haftowaną” i inne a
Tygrysek gra (nie wspomnę jak grają skrzypce, gdy ktoś się na nich uczy!)… O
kilku workach, w których mam tu sprzęt na teatr, tu na balet, tu na tańce, tu
na gimnastykę… Tu ciasteczka przygotować dla koleżanek, tam pamiętać o
termosiku z piciem, tam w ciągu godziny upichcić obiad… I jeszcze czytanie
(Tygrys kocha czytanie, jak zacznie to muszę wyrywać książkę – bo nie potrafi
przerwać!)… I jeszcze pisanie (z tym mamy problem – bo wolno!)… I jeszcze
przygotować wierszyk z dzieckiem, bo chce wystąpić na dniu poezji… I
poprzyklejać piórka do wachlarza, bo chce być w szkole na imprezie i zagrać
Hankę Ordonównę! I ma być wyszykowany kapelusz i długa sukienka z trenem…Uuuu…
I biegam wokół dziecka… I padam wieczorem…
I tyle…