czwartek, 24 listopada 2016

Rozbrykanie Tygrysa a dieta

Niedziela…Mamy ostatni dzień przed przesłuchaniem technicznym. Tygrysek boi się. Chyba swoje napięcie chce rozładować fizycznie. Ledwo rano wstał, to wskoczył w piżamie i boso na balkon zdobyć słoik z dżemem. Teraz na balkonie mamy chwilowy bałagan: dynie, puste słoiki, owoce i warzywa w woreczkach. Do szafki z powidłami droga jest trudna do pokonania. Jesteśmy w kuchni i nagle słyszymy „brzdęk” i „bach”…
Tato biegnie, a Tygrys skulony siedzi na łóżku… pusty słoik zbity w drobny mak, porcelanowa miska z kaszą też… Miski mi trochę szkoda, ale pocieszam się, że stopy całe i nie musimy jechać do szpitala szukać szkła i szyć pięt! No cóż, ja daję wykład córci o bezpieczeństwie a tato sprząta pobojowisko. Po wykładzie chyba Tygrys zrozumiał. Przynajmniej taką miałam nadzieję…
Uff… Nieźle się zaczęła niedziela! Chyba najgorsze mamy za sobą – pomyślałam.
Podczas śniadania Madzia jak zwykle szczebiocze, wierci się, kręci. Przeraża to mnie! Często jej tłumaczę, że jak się zadławi, to ja nie jestem w stanie jej odratować! Niech uważa i je spokojnie! No, ale… Dzieci są czasami głuche! Tym razem śniadanie mija spokojnie, razem we trójkę rozmawiamy. Tato po śniadaniu przygotowywuje kawę, a ja sprzątam, Tygrys niby je, ale wierci się. W pewnym momencie stół podskoczył, wszystkie naczynia zadrgały!
Co jest?! Taki dębowy stół nie może sam się unosić! Podbiegam. Patrzę! Słyszę:
- Ałłła!
- Madziu! Co ty wyprawiasz?
Spod stołu wyłania się Tygrysek. Na szczęście nie płacze, trze nabitego guza na głowie.
- Madziu! - Wyciągam ręce, ale Tygrys się chowa znowu pod stołem.
- Magda! Co ty kombinujesz?
- Mamo! Bo ja chcę być jak James Bond!
To ci dopiero historia! Dobrze, że jednak stół mamy dębowy! W innym przypadku by się przewrócił i wszystko, co nie zostało sprzątnięte by się potłukło!
Po chwili miałam już dziecko na kolanach i znowu tłumaczyłam, jak powinna się zachowywać dziewczynka – powinna być delikatna, spokojna, grzeczna, itd.
No cóż, Tygrys potrafi być grzeczny, niemniej jak nie zużyje swojej zgromadzonej energii to musi ją wyładować. Ostatnio siedzimy nad książkami, uczymy się etiud, gam, matematyki, robimy plakaty, prezentacje… Ale jednak siedzimy… Odrabianie lekcji nam się jakoś przeciąga. Madzia jest rozkojarzona, chwila skupienia wymaga jednak sporego nakładu pracy.
Ostatnio też trochę odpuściliśmy dietę. W nagrodę za zaliczenie przesłuchania na 4+ Madzia zażyczyła sobie „donaty” w Biedronce. Kupiłam jej wszystkie trzy rodzaje. Dla niej to czysta trucizna i dla nas to też chyba niezbyt odpowiednie jedzenie.
Poluzowanie diety skutkuje nam nie tylko rozbrykaniem ponad miarę, ale także „gilami” i opuchniętą buźką. Nochal mamy wielki! Tygrys jest zagilowany. Proszę go o przestrzeganie diety! Dzisiaj pokazałam mu buźkę w lustrze, wygląda okropnie!
Tłumaczę, proszę, tłumaczę.
Wszyscy po chwili luzu, wracamy do jedzenia bez glutenu, bez pszenicy, bez mleka, bez jajek… Musimy jak najszybciej oczyścić organizm Tygrysa.
Szkoda… Ja tak uwielbiam ciasteczko do kawy…
Dieta jest jednak ważna… Bardzo!