piątek, 25 kwietnia 2014

Kwietniowe, zapisane wypowiedzi Tygryska



Jesteśmy w ZOO… Przyglądamy się jak dziewczynka w wieku Tygryska wiezie swojego dziadka na wózku inwalidzkim. Dziecko ochoczo chce pokazać dziadkowi wszelkie dostępne okazy zwierząt. Nawet próbuje wprowadzić wózek do pawilonu ze zwierzętami z Madagaskaru… Babcia krzyczy, że „nie”, dziewusia się upiera, że „tak”, dziadeczek biernie zgadza się na wszystko. My stoimy obok…
- Szkoda, że dziadkowi nie chciało się żyć… - Powiedziałam ze smutkiem…
- NO WŁAŚNIE! (PRZERWAŁ TYGRYSEK!) BABCIA ODDAŁA DZIADKA DO SZPITALA A SAMA ŻYŁA DALEJ! NAWET MU JEDZENIA DO SZPITALA NIE PRZYNOSIŁA! I WIDZISZ, CO SIĘ STAŁO??? UMARŁ!


Zwykły dzień… Odbieram Tygryska ze szkoły… Dziecko ziewa przy odrabianiu lekcji… Po ceramice mam mocne postanowienie, że dziś pójdziemy wcześniej spać. Około dziewiątej jestem już w łóżku… Madzia wpada na pomysł zagrania w karty z tatą! Na szczęście rozdawała karty, więc szybko wygrała. Ale na spanie ma się nijak… Nie mniej udało mi się zgasić światło. Leżymy chwilę w ciszy. W końcu Tygrysek powolutku wyślizgnął się spod kołdry, chwycił książkę i pobiegł do taty, do pokoju, w którym świeciło się światło…
- NO! W KOŃCU MOGĘ SOBIE POCZYTAĆ!
Usłyszałam… I zasnęłam!


Kolejnego dnia znowu próbujemy uśpić Tygryska przed dziesiątą. Udało się! Kilka minut po dziesiątej Tygrysek leży nieruchomo, miarowo posapuje w łóżku. Odwróciłam się, przyłożyłam głowę do poduszki i zasypiam… W pewnej chwili za moimi plecami dziecko się poruszyło. Delikatnie wysunęło spod kołdry. Cichutko ześlizgnęło się z łóżka i na czworaka z książką w zębach udało się do pokoju, w którym tato jeszcze sobie wieczorem czytał…
- MAMA ŚPI! TERAZ W KOŃCU MOŻEMY SOBIE RAZEM POCZYTAĆ!
Radośnie zaszczebiotał do taty i przyłączył się do czytania…
Ja poległam! Usnęłam!


Uczę Tygryska. Poprawiam jego błędy. W końcu wkurzony Tygrysek zawołał:
- O NIE! TO NIE SPRAWIEDLIWE! TY WSZYSTKO UMIESZ??? A JA???
- Ale Madziu, ty dopiero jesteś na początku edukacji! Dopiero się uczysz! Mam ma skończone nie jedne studia podyplomowe… Spokojnie!
- To znaczy, że ja też będę umiała??
- Taaak! Tylko musisz chcieć się nauczyć!


Tłumaczę Tygryskowi zasady pisania samego „h”:
- Samo „h” lubi hałaśliwe słowa…
- Jak hałas… Huk? – pyta dziecko.
- Tak o właśnie!
- A „kuchnia” jest cicha, to przez „ch”??
- O widzisz Madziu! Brawo!
- ALE MAMO! WIESZ… JAK TY KRZYCZYSZ W KUCHNI TO WCALE NIE JEST CICHO!


Tygrysek, kolejnego dnia po lodowisku ubiera się z ociąganiem do szkoły… Siedząc na stołeczku sięga jak staruszka po buty…
- Normalnie bolą mnie te kości!
- Co proszę??
- NORMALNIE BOLĄ MNIE TE KOŚCI, BO MUSIAŁAM SIĘ WCZORAJ NA TYM HOKEJU NACHYLAĆ!


Wieczorem przeglądam książkę od muzyki. Nie mogę wydusić od dziecka jak korzystają z tego podręcznika. NA jednej ze stron zauważyłam, że dzieci powinny się uczyć tańca – krakowiaka.
- Madziu, a pani puszcza wam muzykę??
- Eheeee…. – Padłą niewyraźna odpowiedź.
- I tańczycie???
- Noooo, niee…. – Znowu niezbyt oględnie odpowiada Tygrys.
- Ale Madziu! Ty krakowiaka potrafisz już tańczyć!
- JA UMIEM LEPIEJ OD WSZYSTKICH KRAKOWIAKA W KLASIE! TYLKO TROCHĘ ZAPOMNIAŁAM, JAK SIĘ GO TAŃCZY!


Rano budzę Tygrysa do szkoły! Jak zwykle, drapię go, gilgam, masuję. Dziecko jednak nie chce otworzyć oczu!
- Wstawaj Madziu! Pójdziesz do szkoły!
- Nie!
- Ale w szkole jest fajnie! Będziecie się bawić!
- Nie!
- A potem gdzieś pójdziemy! Poznamy nowych ludzi!
- Nie! Nie chcę!
- Ale Madziu…
- NIE! NIE CHCĘ! NIE LUBIĘ LUDZI! TYLKO MOICH RODZICÓW LUBIĘ!


 


 





 

środa, 16 kwietnia 2014

Nie utoczycie mi ani jednej kropli krwi…


 Tak… Mamy ogromny problem z badaniami Tygryska. Zwłaszcza z pobieraniem krwi! Dziecko nam często choruje. Faszerujemy je antybiotykami, a to nie tędy droga. Równolegle robimy badania. Największy problem mamy z pobieraniem krwi! Wstyd jak …

Ostatnio robiliśmy test na nietolerancje pokarmowe. Test polega na pobraniu kilku kropelek krwi z paluszka. Już w nocy dziecko przeżywało! Mówiło przez sen: „boję się!” Niestety, nie ma innej opcji. Weszłyśmy do gabinetu. Miła pani doktor posmarowała Madzi paluszek pastą ze znieczuleniem. W tym czasie mama poddała się zabiegowi. Tygrysek musiał zobaczyć, na czym to polega! OK.! Mała panna zgodziła się, ale… Pani doktor odwróciła się, aby wziąć wacik i odkazić paluszek i w tym czasie Tygrys skokiem zwinnej pantery znalazł się kilka metrów od nas… Trzy kobiety - stanęłyśmy zaskoczone. Rozpoczął się proces namawiania, aby dziecko zechciało nam podać rączkę. Uuuu… Nic z tego… Tygrys wycofywał nam się do pracowni endoskopowej…

I co teraz??? W głowie szukałam pomysłu, jak zmobilizować Madzię, aby podała nam rączkę. Kiedyś zmobilizowana została cała przychodnia! I przez godzinę trwały negocjacje! Innym razem nastąpiło rozwiązanie siłowe – dwie osoby trzymały Tygrysa, dwie pobierały krew… Rozwiązanie siłowe nie wchodziło w grę. Trzy kobiety nie utrzymają Tygrysa. Negocjacje też nie szły nam prosto! Tygrys poznał gabinet endoskopowy, nawet wyraził chęć zamiany pobrania kilku kropel krwi z paluszka na badanie endoskopowe…

W końcu się udało! Tygrys usiadł mamie na kolanach, wyciągnął rączkę, pani ponownie oczyściła paluszek, ciach – przekłuła… Tygrys wtulił się we mnie, wcierał gile w moją bluzkę… Ale z palca nie chciała się utoczyć ani jedna kropla krwi…
- Madziu, czy piłaś coś dzisiaj??
- Taaak – Zaszlochało dziecko.
Przez dłuższą chwilę masowałyśmy dłoń dziecka, ja masowałam plecki, aby Tygrys się rozluźnił i aby pociekło, choć troszeczkę krwi… W końcu Tygrys zaczął z nami współpracować. Rozluźnił się nieco. Do rureczki wpłynęła długo wyczekiwana kropelka. Ale to było za mało! Tygrysek się tulił, płakał coraz ciszej, uspokajał. W końcu pobieranie krwi zakończyło się sukcesem! Pani przykleiła plasterek, dała kolejny, i już!

Martwi mnie to, że Tygrys nie pozwala personelowi medycznemu zbliżyć się do niego! Każde pobieranie krwi to panika, strach szlochanie, wyrywanie się… Kiedyś tak wrzeszczał, że w uszach dzwoniło! Stosowaliśmy już chyba wszystkie taktyki, oprócz usypiania! Tygrys tak się spina, że rzeczywiście trudno jest mu z otwartej żyły utoczyć, choć probóweczkę! Tłumaczenie, proszenie, zachęcanie nagrodą – nie działa!

Po świętach dalsze badanie… Znowu potrzeba nam kilka kropel krwi… Honorowym krwiodawcą nasz Tygrysek to chyba nigdy nie będzie! Jego hasło – nie utoczycie mi ani jednej kropli krwi – często gości po przekroczeniu progu gabinetu zabiegowego. Jak na razie, z większymi lub mniejszymi problemami udało się nam już jej trochę utoczyć!

Mamy nietolerancję glutenu. Jest podejrzenie o celiakię. Na święta jeszcze mamy potruć dziecko ciastami, potem mamy zrobić test na celiakię, a potem restrykcyjna dieta – bez glutenu, mleka, jajek…

„Zdrowych” i wesołych świąt! Dla wszystkich! Z jajkami, babami drożdżowymi, chlebem!