Tak… Mamy ogromny problem z badaniami Tygryska. Zwłaszcza z
pobieraniem krwi! Dziecko nam często choruje. Faszerujemy je antybiotykami, a
to nie tędy droga. Równolegle robimy badania. Największy problem mamy z
pobieraniem krwi! Wstyd jak …
Ostatnio robiliśmy test na nietolerancje pokarmowe. Test polega na
pobraniu kilku kropelek krwi z paluszka. Już w nocy dziecko przeżywało! Mówiło
przez sen: „boję się!” Niestety, nie ma innej opcji. Weszłyśmy do gabinetu. Miła
pani doktor posmarowała Madzi paluszek pastą ze znieczuleniem. W tym czasie
mama poddała się zabiegowi. Tygrysek musiał zobaczyć, na czym to polega! OK.!
Mała panna zgodziła się, ale… Pani doktor odwróciła się, aby wziąć wacik i
odkazić paluszek i w tym czasie Tygrys skokiem zwinnej pantery znalazł się
kilka metrów od nas… Trzy kobiety - stanęłyśmy zaskoczone. Rozpoczął się proces
namawiania, aby dziecko zechciało nam podać rączkę. Uuuu… Nic z tego… Tygrys
wycofywał nam się do pracowni endoskopowej…
I co teraz??? W głowie szukałam pomysłu, jak zmobilizować Madzię,
aby podała nam rączkę. Kiedyś zmobilizowana została cała przychodnia! I przez
godzinę trwały negocjacje! Innym razem nastąpiło rozwiązanie siłowe – dwie
osoby trzymały Tygrysa, dwie pobierały krew… Rozwiązanie siłowe nie wchodziło w
grę. Trzy kobiety nie utrzymają Tygrysa. Negocjacje też nie szły nam prosto!
Tygrys poznał gabinet endoskopowy, nawet wyraził chęć zamiany pobrania kilku
kropel krwi z paluszka na badanie endoskopowe…
W końcu się udało! Tygrys usiadł mamie na kolanach, wyciągnął
rączkę, pani ponownie oczyściła paluszek, ciach – przekłuła… Tygrys wtulił się
we mnie, wcierał gile w moją bluzkę… Ale z palca nie chciała się utoczyć ani
jedna kropla krwi…
- Madziu, czy piłaś coś dzisiaj??
- Taaak – Zaszlochało dziecko.
Przez dłuższą chwilę masowałyśmy dłoń dziecka, ja masowałam plecki,
aby Tygrys się rozluźnił i aby pociekło, choć troszeczkę krwi… W końcu Tygrys
zaczął z nami współpracować. Rozluźnił się nieco. Do rureczki wpłynęła długo
wyczekiwana kropelka. Ale to było za mało! Tygrysek się tulił, płakał coraz
ciszej, uspokajał. W końcu pobieranie krwi zakończyło się sukcesem! Pani
przykleiła plasterek, dała kolejny, i już!
Martwi mnie to, że Tygrys nie pozwala personelowi medycznemu zbliżyć
się do niego! Każde pobieranie krwi to panika, strach szlochanie, wyrywanie
się… Kiedyś tak wrzeszczał, że w uszach dzwoniło! Stosowaliśmy już chyba
wszystkie taktyki, oprócz usypiania! Tygrys tak się spina, że rzeczywiście
trudno jest mu z otwartej żyły utoczyć, choć probóweczkę! Tłumaczenie,
proszenie, zachęcanie nagrodą – nie działa!
Po świętach dalsze badanie… Znowu potrzeba nam kilka kropel krwi…
Honorowym krwiodawcą nasz Tygrysek to chyba nigdy nie będzie! Jego hasło – nie
utoczycie mi ani jednej kropli krwi – często gości po przekroczeniu progu
gabinetu zabiegowego. Jak na razie, z większymi lub mniejszymi problemami udało
się nam już jej trochę utoczyć!
Mamy nietolerancję glutenu. Jest podejrzenie o celiakię. Na święta
jeszcze mamy potruć dziecko ciastami, potem mamy zrobić test na celiakię, a
potem restrykcyjna dieta – bez glutenu, mleka, jajek…
„Zdrowych” i wesołych świąt! Dla wszystkich! Z jajkami, babami
drożdżowymi, chlebem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz