poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Dialogi… Dla każdego zawsze coś wesołego!

Ledwo Tygrysek po chorobie poszedł na dwa dni do przedszkola, to wrócił „przeszkolony” w dziedzinie „wampirów”. Tak więc bawimy się w owe wampiry, pijemy krew i jemy mięso…
W pewnej chwili pytam Tygryska:
- A jakimi my jesteśmy wampirami?
- Dobrymi!
Korzystając z okazji pytałam dalej:
- Madziu, a na jakiego człowieka chcesz wyrosnąć?
- Na dobrego, mamo! (Odpowiedział poważnie.)
- A jakim jesteś dzieckiem?
- PSOTNYM!

Rano, nim Tygrysek wstał z łóżka, poddawał się pieszczotkom… Rozkokoszony chętnie nadstawiał pyszczek do całusków.
- Oj, pieszczoszek to ty jesteś! Olbrzymi! Czyj jesteś pieszczoszek?
- Mamy, taty, Nikoli, cioci Gosi, dziadka…
- Nie za dużo tych osób?
- MAMO! ALE BRÓJ TO JESTEM TYLKO WASZ!

Wieczorem, jakoś tak mnie napadło, aby spać z Tygryskiem w jego łóżku. Wykonałyśmy kilka fikołków, nim ułożyłyśmy się w łyżeczkę na jej wąskim łóżku…
- Mamo, ale ja z Kajetanem będę miała takie podwójne, duże, łóżko, no wiesz jakie?
- Tak! Wiem! A kto na nie zarobi??
- Kajetan!
- Acha… A co on będzie takiego robił???
- Mamo! Kajetan będzie produkował zabawki i roboty XL!
- To świetnie!
- A ty kim będziesz???
- Mamo! Zgadnij!
- No nie wiem??? Chyba szefem tej fabryki Kajetana???
- Nie mamo! Zgaduj!
- Nie mam pojęcia! Madziu, kim ty możesz być… No może aktorką!
- Nie mamo!
- Poddaję się!
- Mamo! JA BĘDĘ SPRZEDAWAŁA MIĘSO!
- Co takiego???
- No będę sprzedawała mięso, takie jak wołowina, kurczaki…
W tym momencie nie wytrzymałam, zaczęłam się rechotać!
- Madziu…
- Nie! Wy wszystko mi psujecie! Niszczycie mi moje plany na przyszłość! (Rozżalony Tygrysek wtulił się w poduszkę i był śmiertelnie obrażony.)
- Ależ Madziu! Dobrze! Jak chcesz być panią sprzedającą mięso to muszę ciebie nauczyć liczyć, abyś dobrze sprzedawała!
- Nie! Nie musisz! PRZEZ CIEBIE TERAZ MUSZĘ ZMIENIĆ PLANY!
I rozgniewany Tygrysek powoli zasypiał…

Tygrys uwielbia teatr. Ostatnio ćwiczymy balladę „Pani Twardowska” –  mama jest narratorem, tato panem Twardowskim a Tygrysek Mefistofelesem. Do kolejnej próby Tygrysek przygotował rekwizyty i nim się pokapowaliśmy pojawił się z wymalowaną buzią flamastrami… Gdy opanowaliśmy skoki naszych brzuchów zapytałam:
- Madziu! Dlaczego tak sobie pomazałaś buzię???
- Mamo! NO PRZECIEŻ MUSZĘ MIEĆ JAKIŚ ZNAK, ŻE JESTEM PRAWĄ RĘKĄ BELZEBUBA!
I po próbie włożyłam „PRAWĄ RĘKĘ BELZEBUBA” do wanny i szorowałam, szorowałam mydłem i gąbką. Na szczęście „stygmaty” ustąpiły!

Podczas choroby, Tygrysek wpadł na swój pierwszy pomysł na „biznes”. Przybiegł do mnie ze starym kalendarzem książkowym i zawołał:
- Mamo! Ja będę miała taki biznes! Będę tu malowała portrety i je sprzedawała! Co ty na to??
- Super! To maluj!
- Ciebie już namalowałam!
- O… Pięknie!
- Tu masz mamo takie włosy bo ci wieje wiatr!
- Acha! Brawo! Namaluj teraz tatusia!
- MAMO! JAK MYŚLISZ??? MAM ZROBIĆ Z NIEGO TAKIEGO KAKTUSA???

Siedzimy same w domku. Na kolację przygotowałam grzaneczki z bułeczki z pastą jajeczną. Uwielbiam ciepłe bułeczki z taką pastą. Mniam! Siadłyśmy przy stole naprzeciwko siebie i zajadamy… Po kolejnej dokładce Tygrys zaskoczony zapytał:
- Mamo! Co ty robisz???
- Nic! Zajadam!
- Ile? (powiedział groźnym tonem.)
- Tyle ile mogę!
- MAMO! TY CHCESZ MIEĆ TAKI BRZUCH AŻ TU DO MNIE???
Spojrzałam na nasz spory stół!
- Nie Madziu, Takiego nie chcę mieć!
- To nie jedz więcej! Bo będziesz wyglądała jak gruby hot-dog!

Idziemy do przedszkola. Tygrysek snuje marzenia o domu i o zwierzętach, które będziemy tam hodować…
- Mamo i gąski też będą??
- Tak Madziu!
- To ja chcę trzy!
- Dobrze!
- To niech będą dwa chłopaki i jedna dziewczyna!
- To znaczy będą dwa gęsiory i jedna gąska?
- Tak!
- A dlaczego??
- Bo mamo, te gęsiory będą się biły o tą jedną samicę!
- Acha… Ale to niezbyt wesoło!
- Ale mamo! Będziesz musiała złapać tą gąskę i przytrzymać jej oczy, tak … (Tu Tygrysek demonstrował mi jak mam przytrzymywać zamknięte powieki gąski.) A ja będę jej malować oczy… Na różowo tutaj (powieki) i na czarno tu (palce Tygryska gładziły brewki).
Zaskoczona zatrzymałam się:
- Madziu, dlaczego???
- NO MAMO! JA MUSZĘ JE JAKOŚ ROZPOZNAWAĆ! MUSZĘ WIEDZIEĆ KTÓRA TO DZIEWCZYNA JEST! TAK BĘDĘ WIEDZIAŁA!
Na te słowa parsknęłam śmiechem! Nigdy nie wpadłam w swoim życiu na pomysł aby robić gęsiom makijaż!

Po południu przyglądam się Tygryskowi… Ma takie sino-zielone czoło z widocznym guzem.
- Madziu! Gdzie ty znowu szalałaś! Gdzie nabiłaś sobie takiego guza na czole!
- Ach mamo! To w przedszkolu….
- Jak to w przedszkolu??
- No jak… Bo mamo, chciał MNIE POCAŁOWAĆ FILIP A JA MU UCIEKAŁAM… No wiesz, uciekałam na płot i się walnęłam… No w płot mamo się walnęłam! No nie wiesz jak to jest???

Udało nam się wylicytować na allegro obraz, wieczorem udałam się z Tygryskiem na pocztę. Wracamy z dużą paczką pod pachą. Na przejściu dla pieszych złapało nas światło czerwone, więc popchałam Tygryska przodem aby przyspieszył i zszedł z pasów. Właśnie z za rogu wjeżdżał na krzyżowanie autobus. Madzia stojąc już na chodniku wołała do mnie:
- Mamo szybko! Mamo…
Przyspieszyłam…
- Wiesz co mamo! GDYBY CIEBIE PRZEJECHAŁ TEN AUTOBUS, TO JA WZIĘŁABYM TEN OBRAZ CI WYRWAŁA I SZYBKO POBIEGŁA Z NIM DO DOMU!...

Sprzątamy z Tygryskiem mieszkanie… Madzia ma pozamiatać przedpokój. Robi to na odwal się…  Po jej posprzątaniu, chwytam za szczotę i dokładnie zamiatam. Tygrys spogląda na kupkę śmieci i tak to komentuje:
- NAJWYRAŹNIEJ TO JA BYM CHCIIAŁA ABY U MNIE W DOMU SPRZĄTAŁ MÓJ MĄŻ, BO JA SIĘ TEGO NIGDY NIE NAUCZĘ MAMO!

 

 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Niedziela…

W połowie marca mieliśmy już trzeci antybiotyk za sobą. Tygrys jak zwykle, choruje. Tym razem coraz ciekawiej. Czy to się wreszcie zakończy?? Przeważnie siedzę całymi dniami w domu, ale to też ma swoje dobre strony! Tygrys to tak określił:

-Z MAMĄ TO JAK Z DZIEĆMI, ALE MAMA JEST ZABAWNIEJSZA OD DZIECI.

Zaczęłam Tygryska uczyć pisać i czytać. Nawet przebrnęłyśmy to sprawnie! Mamy opanowane i ć, i ś i cz i teraz uczymy się ch. Jednak, w tym monotonnym z pozoru okresie mamy wciąż fantastyczne przygody. Chociażby ostatnia niedziela. Była wspaniała! Mimo wciąż niezbyt pięknej pogody jak na tę porę roku przystało w naszym domku nie brakowało śmiechu. Rano, do naszego łóżka przyszedł tato, który wrócił z delegacji. Jakoś mnie naszło na białą pościel, i był to fantastyczny pomysł. Po tylu latach spędzonych w kolorach w bieli bawiliśmy się doskonale! Jednak nie potrafimy w tym kolorze urządzić bitwy na poduszki, ale Tygrysa wytarmosiliśmy jak należy. Oczywiście, pisków, chichów, i przerw „ chcę siusiu” było sporo. W końcu, po kolejnym powrocie z toalety, złapałam Tygrysa i tak przygwoździłam, że nie miał możliwości ruchu, a ja miałam wolną rękę do gilgotek. W tej sytuacji, będąc blisko przegranej Tygrysek przeraźliwie głośno zawył. Razem tatą usiedliśmy z wrażenia. Tygrys wyskoczył z łóżka jak poparzony…
- Madziu, co się stało?

- MAMO! BO JA SIĘ POCZUŁAM TAK, JAKBYŚCIE ZARAZ CHCIELI MNIE ZABIĆ!

Na te słowa szczęki nam opadły i całą trójką wtuleni w siebie śmialiśmy się do rozpuku, po czym ponownie obezwładniliśmy nasze dziecko i wygilaliśmy je za cały tydzień jak należy!

Po tak cudownym poranku, przyszła kolej na mycie się. Czasami ja zabieram się za szorowanie zębów Tygryskowi. Dziecko to raczej gryzie szczoteczkę i zjada pastę, a my mamy przecież dysplazję szkliwa! Tu trzeba szczególnie dbać o zęby! W pewnym momencie zahaczyłam o rosnącą szóstkę. Tygrysem poczuł ból i zawołał:

- NO NIE! TY TO NAWET NIE DBASZ O MOJE ZDROWIE!

Na takie działo, nie mieliśmy żadnej riposty!

Przed obiadem Madzia, jak to się często zdarza, pomaga. Wpadła do kuchni z nałożonym fartuszkiem i zawołała:
- Mamo! Zwiąż mi!
Ja zajęta mieszaniem w garach nie zareagowałam natychmiast, więc Tygrys powtórzył:

- MAMO! PROSZĘ!!! ZAWIĄŻ! OBIECUJĘ, ŻE JUTRO CAŁY DZIEŃ BĘDĘ CHORA!

Stanęliśmy jak wryci i znowu szczęki nam drgały z „przesadnych” wypowiedzi naszego dziecka!
Podczas obiadu, jak zwykle Tygrysek wymuszał karmienie! My spokojnie robiliśmy swoje. Tygrys używał broni coraz cięższego kalibru, w końcu wytoczył takie działo:

- CHOCIAŻ BYŚCIE COŚ DLA MNIE ZROBILI W TYM ŻYCIU!

Na taką amunicję wybuchnęliśmy tylko gromkim śmiechem! Gdy ten pocisk chybił celu, chwytając się ostatniej deski ratunku, Tygrys płaczliwie wypalił tak:

- BO TAK, TO NISZCZYCIE MOJE PIĘKNE ŻYCIE!...

Po kąpieli Wycieram Tygryska i opowiadam mu o kolacji, pytam na co ma ochotę, itd. Tygrys oczywiście nie ma ochoty na kolację. Na moje zachęty odnośnie spożycia kolacji tak wypalił rozłoszczony:

- A OBIAD TO GDZIE BYŁ? NO CO? 

- Jak to gdzie był?
- No właśnie! Były tylko pierogi! A to co jest? No co?? To jest drugie danie!

Wieczorem Tygrys oglądał sobie film. Tato przygotował kolację. Wołamy Tygryska. Oczywiście Madzia nie jest głodna, nie będzie jeść, zje tylko mleko, najlepiej z butelki ze smoczkiem….
- Madziu, idź poproś telewizor niech da ci mleczko! (Zażartowałam.) My damy ci to, co przygotował tato.
Madzia pobiegła do pokoju i zrobiła przedstawienie:
- Telewizorku! Daj mi mleczko ze smoczkiem! Proszę…
Padła na kolana przed monitorem i prosiła o mleczko… Nie wiem, czy złożyła dłonie jak do modlitwy? Nie mniej naburmuszona wróciła do stołu i odpaliła:

- NO OCZYWIŚCIE! MOI RODZICE JAK ZWYKLE MNIE NIE SŁUCHAJĄ!

Siadła do stołu i ze smakiem zjadła przewidzianą dla niej kolację.

piątek, 5 kwietnia 2013

Śnieżne święta…

Tygrysek ma już skończone sześć lat… Dopiero w te święta sobie uświadomiłam, że nigdy nie był zaproszony do babci O. na żadne święta! Nawet nie zaprosiła go moja rodzina na niedzielny obiad… Nigdy nie spotkał się z moją rodziną przy świątecznym stole. Taka jest PRAWDZIWA „miłość” mojej chrześcijańskiej rodziny do dziecka porzuconego… Do ”bękarta” o genach niewiadomego pochodzenia…

Ale nic to, święta jak zwykle spędziliśmy w sposób cudowny! Tak się złożyło, że im bliżej do lata, tym większy śnieg spotykamy na naszych wypadach z domu. Tym razem padło na Karpacz. Ja byłam pewna, że zima odpuści, w końcu ile można?!

Wyruszyliśmy rano w doskonałych humorach. Taka droga dla taty, to bułka z masłem… Ale, wjechaliśmy na autostradę, tato położył cegłówkę na gazie i wszyscy przenieśliśmy się do dalekiej krainy, gdzie mieszkają „inni”, wilkory i Lady Stark i Deneris… Jednym słowem pochłonęła nas „Gra o tron” i o mały figiel nie dojechaliśmy do Zgorzelca! Na szczęście w porę się skapowaliśmy, że jedziemy nie tak jak trzeba i papierowa mapa nas wspomogła.

Zdążyliśmy jednak na święcenie pokarmów! Fantastyczny ksiądz uczył dzieci tańczyć i śpiewać. Mnie nagle zaczęła razić ilość ludzi… Jakoś zapragnęłam ciszy i spokoju. Tygrys natomiast był w swoim żywiole. Próbował dopchać się do księdza, walczył o to, by jego koszyczek był najmocniej pochlapany! Oburzył się, gdy ksiądz go pokropił i podstawił pod kropidło święconkę.

Jak zwykle Gołębiewski na święta przygotowywuje moc atrakcji. Poszliśmy na pieczenie ciasteczek, na robienie ozdobnych jajek wielkanocnych, występ magika, na rodzinne robienie stroików świątecznych… Jajka wielkanocne robiliśmy razem z dosyć nietypową rodziną, którą jeszcze potem wiele razy spotykaliśmy. Poznaliśmy się i… I chylimy czoła przed dziewczyną, piękną i przystojną, która pokochała niepełnosprawnego mężczyznę, dosyć mocno i mają piękną córcię! Ten związek dowodzi o niesamowitej sile miłości! Cieszę się, że ich poznaliśmy!

Poznaliśmy również rodzinę Patrycji! Patrycja starsza od Tygryska o 4 miesiące i mniejsza o głowę. Tato Patrycji łudził się, że Patrycja z natury spokojna nie wykombinuje nic z Madzią.

- Niech pani spokojnie je! Ja obserwuję dziewczynki! Widzę, że wasza ma diabliki w oczach, ja ją już zaobserwowałem! Ale proszę spokojnie jeść, nigdzie stąd nie wyjdą! Tu jest jedno wyjście!

Świetnie - pomyślałam! Byłam pełna podziwu dla pewności jego słów. Nie uśpiły one jednak mojej czujności. Może i Patrycja nie opuści wielkanocnego śniadania, ale Tygrys i owszem. Jeżeli tylko znajdzie wyjście nie obstawione przez obsługę to da drapaka. I znalazł to wyjście! I na szczęście czuwałam i zgarnęłam dziewczynki z powrotem na salę.

Poznaliśmy również Cyganów czy raczej Romów i piękną dziewczynkę Naomi! Mieli jakieś święto rodzinne i Madzia z innymi dziećmi bawiła się w restauracji. Hitem wieczoru był taniec Romów. Jeden pan klaskał w dłonie w rytm muzyki, obok niego tańczyli inni. Tygrysek też. Był zauroczony przystojnym Romem, tańcem i muzyką. Wracając do pokoju wyznał mi w sekrecie:

- Mamo! Szkoda, że nasz tato taki nie jest!

Śmialiśmy się z jego pragnienia, ale takim tańcem można oczarować, nie tylko małe dziewczynki. Z sali posypały się oklaski.

W te święta padał śnieg… Śniegu nasypało po kolana, a zaspy były jeszcze większe. Madzia kocha zimę. Na spacerach nosiła sople lodu i chowała je w śniegu. Brykała po świeżym puchu jak przystało na Tygryska. Jej radość z takiej aury jest do pozazdroszczenia! Udało mi się zrobić jej psikusa! Madzie chciała mieć zdjęcie z dinozaurem. Podeszła do gada i zaczyna pozować a ja do niej wołam:

- Madziu! Uważaj tylko, aby ciebie dinozaur nie ugryzł!

I w tej chwili jak oparzony wyskoczył mi z kadru Tygrys i wpadł w zaspę śmiertelnie przerażony, że zaraz bestia go ugryzie!

Śmialiśmy się potem wszyscy! Ale Tygrysek postanowił zrobić odwet na mamie! W hotelu przyczaił się za rogiem i chciał mamę postraszyć. Jakoś zauważyłam kątem oka Madzię jak zerka zza roku czy już się zbliżam. Wpadłam na genialny pomysł: przyspieszyłam i z głośnym „UUUU” wskoczyłam za róg! Tygrys z przerażenia zapiszczał najgłośniej jak potrafi, aż nam w uszach zadzwoniło! Niemniej udało mi się ponownie Magdulkę zaskoczyć.

Sporo czasu spędziliśmy w Aquaparku. Nasze dziecko kocha pływanie. Toto jej towarzyszył w zabawach. Również „załapał” się na Śmigus Dyngus! Nim weszli do „Tropikany” przywitała ich woda z wiaderek. Ja patrzyłam na ich zabawę przez szybę. Bawili się doskonale! Nawet udało mi się uchwycić moment, gdy Madzia i tato zbliżyli się do mnie i jeden z ratowników otworzył do Madzi ogień z węża! Fantastycznie się dziewusia wygięła!

Ponadto, tata i Madzia wyskoczyli z basenu na śnieg! Brr… Dla mnie taka przygoda jest nie osiągalna! Mam zdjęcie taty w kąpielówkach na śniegu. Ponoć nie czuję się zimna i wskakuje się w śnieg jak w watę! Madzia też była zachwycona z pobytu na śniegu w stroju kąpielowym!

Do osiągnięć Tygryska należy dołączyć i to, że dziewczyna potrafi przepłynąć dwa razy basen sportowy – czyli 50 m. Co prawda jest to styl mieszany, czasami rozpaczliwy, ale czasami w tym stylu można spotkać trzy ruchy pływackie typu żabka i Madzia potrafi też popłynąć kawałeczek żabką krytą. Ja taki basen omijam z daleka… Madzia czuje się w nim prawie jak rybka! Już próbuje wskakiwać do niego bez asekuracji taty. Myślę, że następnym razem będzie płynęła sama.

Tak małemu dziecku te święta kojarzą się wciąż z zajączkiem, jajkami i laniem się wodą. Nie spodziewałam się, że nasza córcia tak się przyłoży do obrzędów wielkanocnych. Przed Lanym Poniedziałkiem przygotowała sobie jajeczko do psikania wodą pod poduszką. Rano obudziłam się pierwsza. Tygrysek spał w swojej ulubionej pozycji – to znaczy głowę miał między nogami! Wstałam, aby zrobić mu zdjęcie. Trzask migawki obudził Madzię. W tym momencie uchwyciłam twarz dziecka, które ma otwarte oczy, ale jeszcze śpi. Po sekundzie Tygrys chwycił za jajko, cichutko podreptał do łazienki po wodę i popsikał śpiącego w najlepsze tatę. Nawet nie jestem pewna, czy po drodze mnie widział??...

Szkoda, że święta trwały tak krótko! Nim zaczęliśmy wypoczywać czas gonił nas do domu. Z samochodu kusiła nas zima, z mięciutką pierzynką z białego puchu i padającym leniwie śnieżkiem. Tym razem nie słuchaliśmy audiobooka. Spokojnie, bez większych wpadek dowieźliśmy śpiącego w najlepsze Tygrysa do domu.